Zawsze chciałam żyć jak w bajce - ale kto by nie chciał? Okazało
się, że jest to możliwe, ale jak to w życiu bywa, moje wyobrażenia znacznie
odbiegały od rzeczywistości. Weszłam w rolę powieściowego szlachcica z La Manchy
– Don Kichota, trudząc się niemiłosiernie, by w walce z wiatrakami, przechylić
szalę zwycięstwa na moją stronę.
Wbrew temu, co mówili inni, moje wiatraki były realne.
Gdybym dostała pięć złotych za każdym razem, gdy słyszałam: daj spokój,
przecież nic nie widać, pisałabym tę notkę w kostiumie kąpielowym, popijając
drinka nad basenem*.
*Co prawda, byłby to strój kąpielowy z działu przecen w
Tesco, alkoholu nie piję, a zamiast basenu wolałabym kawałek jeziora, ale ogólny
sens został zachowany.
Stałam się Rycerzem Smętnego Oblicza, a świadczyły o tym
zdecydowanie rzeczywiste wiatraki. Rzeczywiste, a co więcej – zajmujące znaczną
część mojego nosa, wystawiające czarne główki i krzyczące do wszystkich:
spójrzcie na nas, tu jesteśmy!
Na nic zdały się zapewnienia, że nikt nie zwraca na nie
uwagi – wągry stały się moją zmorą. I całe szczęście! Teraz, kiedy o zaskórnikach
wiem więcej, cieszę się, że nie machnęłam ręką i nie zignorowałam jasnych
sygnałów od mojej skóry.
Jedną z metod walki z wągrami są plastry. Postanowiłam
zaopatrzyć się w dwa opakowania. Pierwsze z nich, marki Botanical Choise Nose
Pore Strips, nabyłam w Biedronce w cenie około 8 złotych. Różowe opakowanie z Créme
Shop – Strawberry Nose, które z całą pewnością zwróciło Waszą uwagę, znalazłam
w Tk Maxx za 40 złotych. Tym, co łączy oba produkty, jest miejsce produkcji - Korea.
Przede mną podwójna radość testowania: raz, że bardzo
chciałabym pozbyć się wągrów, a dwa, że wśród rosnącej popularności kosmetyków
z Korei, grzechem byłoby nie sprawdzić ich na własnej skórze.
Jednak, zanim przejdziemy do porównania, który kosmetyk
lepiej poradził sobie z wągrami na moim nosie: tańszy czy droższy, chciałabym
napisać kilka słów wstępu.
Przed podjęciem próby pozbycia się zaskórników, powinniśmy
wiedzieć, kim jest nasz przeciwnik i co doprowadziło do tego, że musimy się z
nim zmierzyć. Warto także zaznaczyć, iż nie ma zabiegu, który w 100% gwarantowałby
pozbycie się czarnych (brązowych lub białych) punkcików z naszej twarzy. Duży
wpływ na ich pojawianie się ma genetyka, lecz nie tylko. Główną przyczyną
powstawania zaskórników jest nadmierne wydzielanie sebum, czyli po prostu –
łoju. W ten sposób nasz organizm wysyła nam informacje: coś jest nie tak. Nasza
skóra jest przesuszona, a że nie potrafi się samodzielnie nawilżać, zaczyna
nadprodukcję sebum. Skóra staje się natłuszczona, lecz nadprogramowy łój
zaczyna zatykać ujście mieszków włosowych. Nadmiar łoju, nieusunięty
zrogowaciały naskórek oraz wszelkie zanieczyszczenia z zewnątrz tworzą
najpaskudniejszy twór, zaśmiecający naszą twarz: zaskórniki.
Jeśli przeoczyliśmy większość sygnałów od naszej cery i
staliśmy się posiadaczami rozległego pola wągrów, musimy pamiętać o kilku
prostych zasadach: nawadniamy organizm, czyli pijemy dużo wody, regularnie
oczyszczamy twarz i niczego nie wyciskamy. Nadmierne dłubanie sprzyja
zakażeniom bakteryjnym oraz rozprzestrzenianiu się zaskórników na większym
obszarze skóry. Takie zabiegi pozostawmy specjalistom – w salonach
kosmetycznych znajdziemy bogatą ofertę zabiegów, które pomogą nam oczyścić
twarz z wągrow. Jeśli nie mamy możliwości umówić się na wizytę – pozostaje
nam pomoc doraźna, m.in. bardzo popularne w ostatnim czasie plastry.
Test rozpoczęłam od tańszego produktu marki Botanical Choise
Nose Pore Strips z ekstraktem z drzewa herbacianego. W opakowaniu znajduje się
sześć sztuk plastrów, a po dokonaniu skomplikowanych kalkulacji w moim
humanistycznym mózgu, mogę określić, iż w zaokrągleniu cena za sztukę to
zawrotne 1,30 zł.
Na opakowaniu producent zapewnia, iż plastry skutecznie
oczyszczają zatkane pory oraz usuwają niechciane wągry i zaskórniki. Szkoda, że
oprócz zapewnień, nie umieścił także ostrzeżenia: uwaga, ten produkt śmierdzi.
Nastawiona mniej niż sceptycznie, nałożyłam plaster na 15 minut, w czasie
których zaczął zmieniać strukturę, aż do uzyskania formy przypominającej zużyty
paper ścierny. Zdejmowanie plastra rozpoczęłam od skrzydełek nosa. Poszło mi
dość sprawnie, chociaż nie obyło się od pojedynczej łzy. Plastry trzymają się
dość mocno, ale w razie problemu wystarczy zwilżyć je wodą.
Plastry oczyszczające od Botanical Choise zastosowałam trzy
razy. Pierwszy z nich, bez uprzedniej parówki na twarz, przyniósł najsłabsze
rezultaty– pozbyłam się około 10 igiełek. Później było zdecydowanie lepiej.
Dostosowałam się do zaleceń, przeprowadzając zabieg w odstępie minimum trzech
dni, i muszę przyznać, że zauważyłam różnicę. Wągrów zaczęło ubywać, lecz sam
efekt bez większego wow.
Plastry marki The Créme Shop – Strawberry Nose skusiły mnie
uroczym opakowaniem. Bardzo przypadł mi do gustu pomysł producenta, aby za
metaforę nosa z wągrami użyć truskawki. W opakowaniu znalazłam trzy zestawy, a
każdy z nich dzieli się na trzy etapy. Pierwszym z nich jest plaster
rozszerzający pory, który należy nałożyć na około 15-20 minut. Przypomina maski
w płachcie – jest mocno namoczony płynem. Pachnie dość przyjemnie, chociaż na
pewno nie jest to zapach truskawki, którego się spodziewałam. Po kilku minutach
od nałożenia, zaczynamy odczuwać magiczną moc koreańskiego plasterka – nos piecze,
a na całej jego powierzchni czuje chłód i mrowienie. Po upływie wyznaczonego
czasu, przechodzimy do kolejnego etapu – około 10-15 minut z plastrem oczyszczającym
pory, który bardzo przypomina ten od Botanical Choise, jednak bez nieprzyjemnego
zapachu. Po zdjęciu plastra byłam w szoku – jego powierzchnia była gęsto
pokryta igłami z mojego nosa. Truskawkowy produkt wyciągnął zarówno duże, jak i
małe wągry. Jednak największą różnicę zauważyłam po trzecim etapie, czyli
zastosowaniu plastra nawilżającego. Po 10 minutach pozostałe zaskórniki były
mniej widoczne, a skóra stała się gładka i nawilżona. Po skończeniu trzech
zabiegów, nadal cieszę się jego efektami. Nie sądziłam, iż cena może mieć
znaczenie w przypadku plastrów oczyszczających.
Uważam, że plastry oczyszczające od Botanical Choise Nose
Pore Strips z ekstraktem z drzewa herbacianego są dobre, ale The Creme Shop stworzył
produkt dużo lepszy. Przyznaję, iż różnica w cenie nie jest mała (8 a 40
złotych), jednak w przypadku truskawkowych plastrów czujemy, iż zabieg był wart
takich pieniędzy. Zazwyczaj wyznaję zasadę więcej za mniej, lecz w tym razem
chętnie ponownie sięgnę po plastry Strawberry Nose od The Creme Shop.
Niestety, nie mogę jednoznacznie stwierdzić, które plastry wygrały.
Uważam, że oba produkty spełniają swoje zadanie i po dłuższym czasie ich
użytkowania możemy ograniczyć problem zaskórników. Mamy dwie opcje, albo
wybierzemy tańszy produkt, w którym znajdziemy więcej plastrów, lecz ich
działanie będzie OK, lub skusimy się na droższą alternatywę, tym samym
zapewniając sobie wieloetapowy zabieg, zdecydowanie bardziej przyjemny, którego
efektem będzie zdecydowanie mniejsza ilość zaskórników oraz nawilżona skóra,
czyli zdecydowanie efekt WOW.
Pamiętajcie, aby nie ograniczać się do walki z zaskórnikami,
ale skupić się na ich zapobieganiu.
Może macie własne, sprawdzone plastry oczyszczające, lub
stosowaliście któreś z powyższych – podzielcie się swoimi spostrzeżeniami : )